Długi łyykend już w zasadzie za nami. No ten kto go miał , to go
miał. Pogoda dopisała, niemal idealna by dosiąść rumaka i nabić pierwsze
kilometry. A może nie pierwsze , a kolejne. Niestety. Póki co muszę
sobie tylko to wyobrażać. 2500km nie przeskoczę jednym susem na weekend
by poczuć to co inni mają na co dzień.
Zamiast tego praca, praca i
praca. I po ch...? Wiem, wiem - pieniądze są potrzebne, a w tej pracy
mam większą pensję niż niejeden w Polsce. Fakt, nie przeczę, ale
szczerze mam tego nawet nie powoli, ale dość. W nosie mam imprezy,
prywatki czy tym podobne mitingi, w nosie mam to, że stać mnie na kilka
więcej rzeczy niż niejednego z kumpli.. Brakuje mi jednak tych kilku
miejsc w których czuję się dobrze, czuję się sobą, gdzie większość
rzeczy staje się dla mnie mało ważne. I ciepło. Tych kilka stopni
Celsiusza więcej. Jakaś burza,. To takie zwyczajne, ale jakoś tego brak.
Na razie tylko jest wkurzenie i zmęczenie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz