Nie dość, że leży z dala od czegokolwiek, nie dość że zimą prawie nie ma dnia, a latem prawie nie ma nocy, to jeszcze w ramach z jakiś im tylko zrozumiałych powodów zredukowali pory roku z czterech do dwóch - lata i zimy.
Z początku pomysł wydawał mi się całkiem dobry - szybki przeskok z puchowych kurtek w skąpe bikini. Muszę tu sprostować, że moja skromna bądź co bądź osoba w bikini raczej wyglądałaby niezbyt apetycznie, lecz płeć powabna dla której owa została skomponowana i owszem ( choć szczerze mówiąc ani tu takowo powabnych, ani warunków termalnych do noszenia skąpych strojów brak). No ale z formalnego punktu widzenia lato już jest. Od kwietnia. 19go kwietnia.
Śniegu w górach jakby mniej, dzień faktycznie dłuższy i nawet temperatura leniwie podskoczyła w górę do jakiś +7'C , ale żeby nazywać to latem , to to już lekka przesada. Nie dość tego, to jeszcze w nocy padał śnieg. Wiem, że w maju potrafi i u nas biały puch cicho opaść z chmur na rozkwiecone polany, ale maj w Polsce to nadal wiosna, a na Islandii to już lato, a to do czegoś zobowiązuje! Czasem wychodząc z domu zastanawiam się co by tu jeszcze na się włożyć, a tu ni z tego , ni z owego na ulicy mijam jegomościa odzianego li tylko w garderobę jaką zwykle my nosimy w upalny lipcowy dzień. Szaleństwo. Typowe ekstremofile. Choć ciekawą normą jest noszenie rękawiczek, czapek, czy szalików w lipcu, kiedy to słupek rtęci potrafi wskoczyć w okolice +14'C czy nawet aż +17'C, i nikt tu z politowaniem godnym osoby z pewnym niedowładem organu odpowiedzialnego za najważniejsze czynności życiowe nie patrzy, bo to jest tu normą. Ale T-shirt przy +7'C?
Obecnie nawet flora niezbyt chętnie pragnie się rozwinąć - powiedzmy, że to przez brak deszczu. A przynajmniej takiej wersji się trzymajmy.
foto:autor |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz